czwartek, 22 sierpnia 2013

6. Co dwa koty, to nie jeden.

Dawna aura powróciła, a na błękitnym niebie znów zagościło słońce. Tym razem role nieco się odwróciły, bo Weronika nie miała ochoty na wygramolenie się z łóżka. Wykańczał ją katar, a niemiłosierny ból gardła sprawiał, że nie mogła niczego przełknąć. Słaba odporność znów dawała o sobie znać. Przeziębić się kilka razy w ciągu lata potrafiła tylko ona. Najgorsza była chrypka, która sprawiała, że głos dziewczyny brzmiał jak nienaoliwiona huśtawka. No tak... Kolejny weekend w domu pod znakiem tysiąca zasmarkanych chusteczek. Z racji, że do śniadania pozostały jeszcze dwie godziny wzięła się za pakowanie ubrań. W międzyczasie wybrała te przeznaczone na podróż, która miała trwać aż dziewięć godzin. Kiedy dopięła walizki i z grubsza ogarnęła pokój, spojrzała na zegarek, by sprawdzić ile ma jeszcze czasu. Z niechęcią rzuciła się na pościelone wcześniej łoże. Miała zamiar jeszcze trochę poleniuchować i zregenerować siły na drogę. Jazda busem była jej trochę na rękę, bo nienawidziła i panicznie bała się samolotów. Minuty spędzone w powietrzu pokrywały się z nieodłącznym strachem i były prawdziwym wyzwaniem. Sięgnęła po telefon. Uwagę przykuł komunikat z kalendarza informujący o jakimś wydarzeniu. Nim weszła w aplikację, zorientowała się, że dziś 24 lipca. Urodziny nie były dla niej czymś istotnym, a nawet mogłaby zupełnie zapomnieć, gdyby nie wspaniałomyślny operator wgrywający jej dane do komórki. Nigdy nie celebrowała tego dnia. Jak można świętować to, że jest się co raz starszym ? Ubrała się jak na zwykły, letni poranek przystało.  Powoli stąpała po schodach, zdziwiona panującą ciszą. Wewnątrz ośrodka powinien panować większy harmider niż zwykle, bo w końcu dziś go opuszczali. Przez głowę przemknęła nawet myśl, że zaspała, ale to przecież niedorzeczne. Dla pewności spojrzała raz jeszcze na zegarek. Stoły zastawione jak zazwyczaj świeciły pustkami. Nagle usłyszała stłumione kichnięcie, a zaraz po nim falę przekleństw skierowanych do jego wykonawcy. Jak na sygnał, z pod obrusów wyłaniali się kolejni skoczkowie krzycząc przeciągłe 'niespodzianka'. Stała nieruchomo wpatrując się w kolegów: 
- Ale skąd wy... ? - była zaskoczona. 
W tłumie zauważyła Thomasa, na którego ustach malował się łobuzerski uśmiech i od razu wiedziała czyja to sprawka. Podszedł jako pierwszy, uniósł Zuzę do góry i obkręcił wokół własnej osi:
- Sto lat, Księżniczko ! Wszystkiego co najlepsze i dużo, dużo miłości, bo to ona nadaje sens wszystkiemu. 
Gdy powróciła na ziemię, podziękowała i przyjmowała życzenia od innych. Każdy otrzymał symbolicznego buziaka w policzek, czemu z niesmakiem przyglądał się Alex obserwujący z ukrycia zaistniałą sytuację. Ostatni w kolejce stanął Maciek, który jak zwykle oczekiwał na łazienkę zdominowaną przez Piotrka. Ileż to razy zaklinał, że nigdy więcej nie zamieszka z nim w pokoju. Onieśmielony wpatrywał się w jej przenikliwe oczy, z którymi wiązał tyle wspomnień. Być może coś sobie uroił, ale ona jest jego Weroniką. Tak bardzo mu ją przypominała. Nieprzygotowany na jakieś specjalne życzenia, zaczął improwizować:
- Zdrowia, bo jak widać chwilowo nie dopisuje, szczęścia, wielu przyjaciół, spełnienia marzeń i fajnego chłopaka - zakończył niemal na jednym wydechu.
 'Szkoda, że ten ideał stoi właśnie przede mną' - pomyślała zrezygnowana.

~*~


Nalała wody do wielkiej wanny, by podczas kąpieli odpocząć po męczącej podróży. Nie miała jakichś specjalnych planów na resztę wieczoru. Zamierzała pójść szybciej spać, ewentualnie obejrzeć ckliwe romansidło. Musiała przyznać, że po kilku dniach spędzonych z kadrą w pustym domu czuła się nadzwyczaj samotna. Znalazła w szafce olejki, dzięki którym łazienka przesiąknęła cudownym zapachem. Zdjęła ubrania, by już po chwili zatopić się w przyjemnej pianie. Komunikat z facebooka przypomniał o włączonym komputerze. Po dwudziestu minutach, owinięta w ręcznik wróciła do pokoju. Okazało się, że nadawcą wiadomości był Maciek, przy którym wciąż świeciła się zielona kropka. Otworzyła okienko czatu.
_____________________________________
                                          Hej, co tam ? :)
_____________________________________
                                         Siemka, w porządku ;> Oprócz tego, że dopada mnie
                                          nuda.
_____________________________________
                                          Mhm... Wychodzisz gdzieś dzisiaj ?
                                        ____________________________________
                                          Posiedzę w domu, a ty ?
   _____________________________________
                                          z/w
_____________________________________
  
Ubrała czarne skąpe spodenki i białą bokserkę. które uchodziły za piżamy. Związała włosy w kucyka i podreptała z laptopem w kierunku kuchni, by zabrać się za przygotowywanie spaghetti. Wyjęła potrzebne składniki i w międzyczasie spojrzała na monitor. Nadal był niedostępny. Stanęła na palcach, by ściągnąć patelnię, gdy w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Zaskoczona tak późną wizytą, nacisnęła na klamkę i otworzyła drzwi. Widok Maćka sprawił, że źrenice jeszcze szerzej. W głowie poukładała fakty. Przecież chwilę temu pisała z nim za pośrednictwem facebooka. Widząc zdziwienie goszczące na twarzy Zuzy stwierdził, że uzyskał porządany efekt. Uwagę przykuło jej udo, które nie zostało do końca przysłonięte przez króciuteńkie spodenki. Gościło na nim znamię kształtem przybliżone do serca. Teraz był pewien. Stoi przed nim ukochana Weronika. Doskonale pamiętał, skąd wzięła się blizna. Jechali ze znajomymi na wspólne wakacje. Kierowca stracił panowanie nad samochodem i uderzył w drzewo. Na szczęście nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń. Odłamki szyby rozcięły nogę Wery, a znak po szyciu nigdy nie zszedł. Jak na razie nie chciał po sobie niczego zdradzać. Musiał podzielić się tym z Kubą zaraz po powrocie do domu. Z zaniepokojeniem zsunęła nogawkę w dół. Wiedziała, że znał prawdę ? 
- Cześć - przywitał się rozentuzjowany. 
- Hej, wchodź... - Skierowała dłoń na wnętrze domu. 
- Mówiłaś, że ci się nudzi, więc Kot przybywa z pomocą. A nawet dwa... 
Dopiero teraz zauważyła małą klatkę, którą trzymał za plecami. Otworzył ją, a ze środka wyleciał puszysty, malutki pers. Wzięła go na ręce i przytuliła na tyle mocno, ile pozwalała jego krucha postura.
 - Dzięki, przynajmniej teraz dom nie będzie taki pusty. Właśnie miałam przygotowywać spaghetti. 
- Mogę w czymś pomóc ? A i wypożyczyłem parę filmów. 
- Nie trzeba. Ale chodź do kuchni. Czuła na sobie jego pszeszywający wzrok, co trochę ją peszyła. Starała się nie zwracać uwagi na towarzysza i patrzyła na kotka leżącego tuż pod jej nogami. Jeszcze nie wiedziała jak go nazwie, ale wierzyła, że Maciek wpadnie na jakiś oryginalny pomysł. Nagle zapach perfum skoczka wydawał jej się bliższy niż zwykle. Objął dziewczynę w pasie, co wywołało u niej dreszcz. Oparł podbródek na jej ramieniu, wdychając woń sosu, który właśnie przygotowywała. Znalazła się delikatnie mówiąc w niekomfortowej sytuacji, jednak starała się nie dać tego po sobie poznać. Robiła to co wcześniej, tylko trochę bardziej spięta. Zatopiła drewnianą łyżkę w gęstej cieczy, by sprawdzić, czy jest odpowiednio doprawiona. Najpierw powędrowała do ust Mańka, który stwierdził, że smakuje idealnie. Zasiedli do stolika, by tam skonsumować posiłek. Rozmawiali o włoskich potrawach, skokach, sezonie zimowym... Ogólnie ujmując, o wszystkim i o niczym. Unikali tylko drażliwych tematów dotyczących przeszłości. Po odstawieniu talerzy do zmywarki, zabrali się za wybieranie filmu.
- Najpierw podstawowe pytanie. Horror czy komedia ? 
- Hm... Dzisiaj obejrzyjmy coś straszniejszego. 
- Ring, Mama, Sierociniec... - wyczytywał kolejne tytuły. 
- Ring będzie w porządku. 
Włożył płytę do odtwarzacza i zajął miejsce na sofie. Weronika przyniosła koc, którym szczelnie się okryli. Obok leżał kot zwinięty w małą kuleczkę. Jeśli włączyli film z zamiarem przestraszenia się, to grubo się pomylili. Po wyjściu z telewizora Samary Morgan, oboje zanosili się śmiechem. Później wpadli na pomysł zadzwonienia do Miętusa, który do odważnych nie należał. Zastrzerzyli numer, a kiedy ten odebrał najpotworniej jak tylko potrafili zaczęli wykrzykiwać 'Seveeeeen Dayyys'. Krzysiek był zaspany albo nigdy wcześniej tego nie oglądał, bo stwierdził tylko, że nic takiego nie zamawiał. Tym razem żart się nie udał. Leżała na jego ramieniu, powoli przysypiając:
- Miałabyś ochotę wybrać się ze mną na bal inauguracyjny ? 
- Czemu nie... - odpowiedziała nie do końca świadoma. Zapomniała o Thomasie. 
Gdy upewnił się, że śpi, powoli ułożył ją na kanapie i podłożył pod głowę poduszkę. Delikatnie ucałował w policzek, po czym przysunął persa bliżej niej. Malec przeciągnął łapką po jej policzku:
- Manieek... - wyszeptała przez sen. 
"No to mamy imię" - pomyślał zadowolony, by jak najszybciej podzielić się z Kubą  tym, czego się dowiedział. 

~*~ 
Przepraszam za błędy, ale naprawdę nie mam już siły sprawdzać :c
Lecę na mecz Śląska... A co do piłki... Jestem naprawdę dumna z wczorajszej drugiej połowy Legionistów i gola Kosy <3
 http://you--belong---with--me.blogspot.com - prolog :)
Pozdrawiam i do następnego :*



wtorek, 20 sierpnia 2013

Ważne ogłoszenie !

Straciłam wenę na tego bloga, choć mam nadzieję, że to tylko chwilowe.  Postaram się jak najszybciej dodać tu rozdział,a w międzyczasie chciałabym zaprosić was na zapoznanie się z bohaterami nowego opowiadania.
 http://you--belong---with--me.blogspot.com/
Pozdrawiam ! :*

wtorek, 13 sierpnia 2013

5. You belong with me...

Najgorszą sytuacją jest ta, kiedy nie potrafisz podjąć właściwej decyzji. Wciąż rozważasz możliwe opcje, choć w podświadomości klamka już dawno zapadła. Przekonujesz się do jednej, a nagle nasuwa się druga burząca cały konspekt. Błądząc bez żadnego założenia nigdy nie osiągniesz celu. Dlatego musisz się zmotywować i zadecydować. Dojść do czegoś korzystnego dla wszystkich. W przypadku Weroniki najlepsze byłoby porzucenie wspomnień i podchodzenie do Maćka z dystansem. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Nie mogła dopuścić do tego, by znów przyzwyczaić się do jego obecności. Najwięcej bólu sprawiał fakt, że był jej bardzo bliską osobą, a ona jest dla niego zupełnie obca. Odsłoniła rolety z nadzieją zażycia króciuteńkiej kąpieli słonecznej. Ku niezadowoleniu, zamiast błękitnego nieba ujrzała ciemne chmury zwiastujące burzę. Choćby pioruny trzaskały ze wszystkich stron, Łukasz i tak drugi raz z rzędu nie odwołałby treningu. Zresztą ten dzisiejszy był ostatnim na skoczni, bo jutro cała ekipa wraca do Polski. Wyciągnęła z szafy ubrania przeznaczone na chłodniejsze dni. Później spięła włosy w koka i przeciągnęła rzęsy tuszem. Po włożeniu zielonych conversów, była w pełni gotowa na śniadanie. Tym razem do jadalni zeszli na równi z Austriakami. Dosiadła się do stolika przeznaczonego dla naszej kadry.
 - Słyszeliście to wycie w nocy ? - gorączkowo dopytywał Kamil.
 Dziewczyna spała jak zabita, więc żadne odgłosy do niej nie doszły. Mimo to, w skupieniu przysłuchiwała się rozmowie. 
- Pełnia to i wilkołaki wychodzą - Kłusy poważnie popatrzył na Stocha.  
- To było wycie ?! Myślałem, że to ty tak chrapiesz - wypalił Krzysiek. 
- Ha ha ha - Kamyk zaczął ironicznie się śmiać - doprawdy zabawne. 
Trener spóźnił się o 10 minut, co było do niego niepodobne. Mina nie wróżyła nic dobrego. Bez słowa przywitania zasiadł za stołem unikając wzroku podopiecznych. Po posiłku zarządził, że za kilka minut każdy ma być gotowy. Bała się po dwóch niewinnych słowach wypowiedzianych przez szkoleniowca - 'Musimy porozmawiać'. Po powrocie miała stawić się w jego gabinecie. Wszystko przebiegało tak jak zwykle. Z całym sztabem oceniali skoki, zwracając uwagę na każdy drobny szczegół. Pointner znowu obserwował Zuzę, czego miała serdecznie dość. Wciąż był zagadkowym człowiekiem, którego celów nie potrafił do końca rozgryźć. Wykorzystał chwilę, gdy podeszła do sprzętu, by zapoznać się z wynikami Krzyśka:
 - Podoba ci się ta praca, prawda ? - próbował się uśmiechnąć. 
- Owszem - odpowiedziała lakonicznie nie chcąc kontynuować dalszej wymiany zdań. 
- A dużo płacą ? - Nie poddawał się. 
- To przecież nieistotne. Ważne jest to, że robię to, co lubię. 
- W kadrze Austrii dostałabyś na pewno dużo więcej pieniędzy. 
- Sugerujesz coś ? 
- Nic. Tylko bez pewnej karty długo u Polaków nie popracujesz.
Odwróciła się na pięcie i zdenerwowana wróciłam do swoich współpracowników. Największą uwagę poświęcała dwóm skoczkom. Maćkowi wspinającemu się na co raz wyższe szczeble kariery oraz Thomasowi odzyskującemu formę po zimowych kontuzjach.
W skokach niektórych Polaków brakowało potencjału z sezonu zimowego. Nie martwiła się, bo u Austriaków było podobnie. Na lepsze efekty najwyraźniej trzeba poczekać. Dzisiejsze spotkanie z tajemniczym nadawcą wiadomości nie dawało szatynce spokoju. W sumie doszła do wniosku, że chłopcy chcą odegrać się za pobudkę i zabawić moim kosztem, ale jakoś nie pasowali do takiej roli.
Tak jak się spodziewali z ciemnych chmur zaczęły skapywać drobne kropelki wody. Co raz częstsze powiewy wiatru sprawiały, że głęboko zatapiała się w kadrowym dresie. Zarzuciła kaptur i pobiegłam skonsultować się z Kruczkiem. W tle słyszano odgłosy nadchodzącej burzy, a niebo co jakiś czas rozdzierały pioruny. Nim opuścili teren skoczni, deszcz nie pozostawił na ich ubraniach ani suchej nitki. Miała nadzieję, że zachmurzenie jest tylko przejściowe, a wyładowania atmosferyczne niedługo się uspokoją. Cała sytuacja przypominała niezaplanowaną ewakuację. Skoczkowie, którzy chwilę temu rozpinali kombinezony w pośpiechu zarzucali bluzy. Biegli ile sił w płucach, by jak najszybciej dotrzeć do celu jakim był ośrodek. Tak właśnie można było scharakteryzować kadrę. Zwykle stawiali na 'spontan' nie zważając na komentarze ze innych. U  współlokatorów bywało różnie. Doskonale znała ich prywatnie. Nie stronili od żartów, choć zawsze potrafili określić powagę sytuacji. Wszystko musiało być dokładnie zaplanowane, a rzadko kiedy robili cokolwiek bez wiedzy i zgody trenera. Na pozór idealni jednak rola najlepszych, ułożonych pupilków Alexa zaczynała ich męczyć. Wypowiadając się nawet w 1/10 nie byli tak swobodni jak Piotrek. Ważyli każde słowo jakby mały błąd mógł doszczętnie zniszczyć karierę. Poczuła jak silne dłonie spoczywają na jej twarzy. Doskonale wiedziała do kogo należą i dlaczego znalazły się w tym miejscu. Nie była zaskoczona, gdy stanął przed nią wysoki blondyn uśmiechnięty od ucha do ucha. Rozmyślał nad kolejnym łobuzerskim pomysłem i zastanawiał się jak go przekazać. Złapał Weronikę  za rękę i prowadził w przeciwnym kierunku od innych co chwila posyłając zagadkowe spojrzenia.  Nie zdziwiłaby się gdyby ni  stąd ni zowąd przypiął jej narty i zaprowadził na belkę startową, bo w jego głowie zrodziła się kolejna postrzelona myśl. Rozwiązał bandamkę zdobiącą włosy i przykrył nią oczy przyjaciółki. Idąc obijali się o przechodniów, którzy obrzucali ich pełnych pogardy spojrzeniami. Dostrzegał je tylko Morgi, ale ani trochę nie zawracał sobie nimi głowy. Czekał na słowa protestu, ale ona cierpliwie stąpała obok niego. Wciąż trzymał jej ciepłą rękę, by nie narazić dziewczyny na upadek. Wtedy już nigdy by mu nie zaufała. Gdy dotarli na miejsce stwierdził, że może być zadowolony. Tak jak planował, nad jeziorkiem nikogo nie było. W końcu nie ma wariatów wybierających się nad wodę w taką pogodę. Chwycił za dwa końce chustki i zdjął ją jednym, sprawnym ruchem. Poczuła jak wiatr znów uderza ze zdwojoną siłą w twarz. Wszystko bardziej przypominało jesienną słotę niż gorące lato tak długo wyczekiwane przez wczasowiczów i zapowiadane przez synoptyków. Pozostało tylko zapytać, co zamierza robić na plaży w tak chłodny dzień. 
- A teraz wyjaśnij, po co tu przyszliśmy - uśmiechnęła się, nie chcąc studzić zapału włożonego w niespodziankę.  
- Dzisiaj mija dokładnie trzy lata odkąd cię poznałem.
- O mój Boże ! Jak mogłam zapomnieć ?!
Przysiedli na mokrym piasku, a zatopiwszy się w wspomnieniach oboje milczeli. Oparła głowę o jego silne ramię.  Trudno stwierdzić czy myśleli o tym samym, jednak musiało mieć to podobny charakter. Cisza, której żadne z nich nie chciało przerwać nie należała do tych krępujących. Raczej starali nacieszyć się bliskością, błogą chwilą. Oboje w swoich żywotach odgrywali znaczące role. On powstrzymał ją przed popełnieniem samobójstwa. Ona pomagała walczyć o jego największy skarb - córeczkę Lily, którą Kristina perfidnie zabrała po rozstaniu. 

23.07.2010 r.

Musiał załatwić dziś mnóstwo spraw, więc z samego rana wsiadł do samochodu i ruszył w kierunku komisariatu policji. Żadnych wieści, od kilku dni nie wie co dzieje się z jego córką i byłą partnerką. Przybity wraca do pojazdu, by tam wykonać jeszcze jeden telefon. 'Abonent jest po za zasięgiem sieci.' Tekst, który w przeciągu tygodnia słyszał już tak wiele razy. Poirytowany odrzuca Nokie na boczne siedzenie i przekręca kluczyki. Nie sądził, że Kristina dotrzyma słowa. Złożył pozew do sądu, a ona zniknęła. Razem z jego oczkiem w głowie. Cudowną Lily, która podczas każdych zawodów kibicowała mu przed telewizorem. Po raz ostatni spojrzał na zdjęcie małej, głęboko odetchnął i auto ruszyło. Szukał miejsca na szpitalnym parkingu, gdzie powinien skonsultować się z lekarzem. Zdążył zahamować w ostatniej chwili, a drogę zabiegła mu zapłakana dziewczyna. Zupełnie nieznajoma, jednak poczuł obowiązek podejścia do niej. 
Teraz mogła rozładować emocje. Straciła go. Synka, którego nie zdążyła poznać, a od razu pokochała całym sercem. On jako jedyna dawał jej powód do życia. Teraz nie ma już nikogo. Jest samotna, zupełnie sama. Usadowiła się na krawężniku, by uspokoić oddech. Wówczas na horyzoncie pojawił się blondyn, który o mało co jej nie potrącił. Spuściła wzrok, udając, że go nie zauważyła. Właśnie teraz, pierwszy raz od kilku miesięcy poczuła coś, czego nie dało się określić. Bliskość. O nic nie pytał. Po prostu siedzieli obok siebie nie tracąc czasu na słowa. Wtedy wszystko zaczęło mieć sens. Wtedy wszystko się zaczęło...

- Co do celu naszej jakże długiej wyprawy... Popływałbym. 
- Droga wolna - popatrzyła na niego jak na człowieka postradanego zmysłów. 
- Ale nie sam.
- Co to, to nie. Mnie nie namówisz. NIGDY - zaakcentowała ostatnie słowo. 
- Może i nie namówię, ale zawsze mogę cię porwać.
Kiedy uniósł do góry jej drobne ciało, wiedziała, że nie ma już odwrotu. Mogłam kopać, wyrywać się, szczypać - i tak nie przyniosłoby to pożądanych efektów. Na nic zdziałały błagania, tłumaczenia. Niewzruszony brnął w kierunku jeziorka.  Zdążyła zrzucić trampki i bluzę. Później poczuła już tylko chłód wody panoszący się po ciele.  Drgnęła, a on sprawiał wrażenie człowieka z kamienia. Dopiero teraz, gdy spuścił ją w dół doszła do wniosku, że wcale nie jest tak zimno. Temperatura cieczy mogła być nawet wyższa niż powietrza. Splotła ręce na jego szyi. Stopy nie zdołały dotknąć dna, więc była zdana tylko na Thomasa. Subtelnie złożyła usta w dziubek i musnęła nimi rozgrzane czoło skoczka. Z kieszeni przemoczonych spodni wyciągnął bordowe pudełeczko.
- To mają być oświadczyny, skarbie ? - wybuchła śmiechem, a po chwili towarzyszył jej również Thomas.
- Z tym jeszcze zaczekam. Na razie chciałbym zaprosić cię na bal inauguracyjny cyklu letniej Gran Prix. 
- Z chęcią przyjmę zaproszenie.
- A to za wspólne trzy lata. Dziękuję .
 Podarował Weronice zawieszkę w kształcie serca, która już po chwili zdobiła jej szyję. Jeden do zera, panie Kot. 
 Nie wpadli na pomysł, że ktoś może ich obserwować.

~*~
Przemoknięci biegli przez zalane miasto. Oboje dygotali z zimna, ale byli szczęśliwi. Może parę razy przeklinali niemiłosiernie wiejący wiatr, który przyprawiał ich o dreszcze. Kilka metrów przed nimi z polnej ścieżki wybiegł mężczyzna w kadrowym, austriackim dresie. Przyśpieszył biegu z nadzieją, że zdoła jeszcze uciec. Starania poszły na marne, bo cała trójka spotkała się przy drzwiach wejściowych. Thommi ściągnął kaptur z głowy uciekiniera:
- W co ty grasz, durniu ?! - klepnął Gregora po głowie.
- Po prostu poszedłem pobiegać... - zziajany i cały spocony ledwo mówił. 
- Załóżmy, że wierzymy. Gdzie są wszyscy ?
- Pojechali na siłownię, później zjedzą obiad w jakiejś restauracji, a wieczorem idą na kręgle. 
- Tyle przegrać... - Weronika zacytowała tekst pochodzący z internetu. 
- No nic. Zostaliśmy tylko my i Alex.
Skrzywiła się na dźwięk ostatniego imienia. Od początku przeczuwała, że ten facet coś knuje. Perfidnie wypłoszył wszystkich z ośrodka, ale wciąż nie wiedziała w jakim celu. Nie była bajkowym Gadżetem, czy ekipą detektywów ze Scooby'ego, więc tego typu sprawy wolała pozostawić aż same się rozwiążą.  Rozstała się z kolegami pod pokojem. Po wejściu do pomieszczenia przywoływała jakże niedawne wspomnienia opierając się o ścianę. Czuła zapach jego mocnych perfum jakby był tuż obok i obejmował ją ramieniem. Ścisnęła naszyjnik w dłoni, a ta powędrowała w kierunku serca.  
~*~
Była gotowa do wyjścia. Ostatni raz przekręciła się przed lustrem, psiknęła ulubioną perfumą i już zmierzała w kierunki umówionego miejsca. Korytarze były niemal ciemne z powodu zachmurzonego nieba. Zresztą w przypadku jadalni było tak samo, a na dodatek zaciągnięto rolety. Sala wyglądała na opustoszałą. Nagle usłyszała czyjś zachrypnięty głos:
- Jesteś... 
Pointner stał w kącie dwa metry obok niej. Chciała sięgnąć ręką do przycisku zapalającego światło. Jednak był szybszy i delikatnie popchnął Weronikę do tyłu. Powoli zaczynała się bać. Stwierdził, że świecące żyrandole będą tylko przeszkadzały.
- Po co kazałeś mi tu przyjść ?
- Chcę cię u siebie w kadrze - był tak blisko, że poczuła woń alkoholu wydobywającego się z jego ust. 
Patrzyła niepewnie w przestrzeń rozdzierającą się przed nią. Nie widziała go zbyt dobrze przez panującą ciemność. Kiedy ścisnął jej nadgarstek, syknęła z bólu. 
- Masz mnie słuchać. Inaczej Morgenstern będzie cierpiał.
Uderzył w jej czuły punkt. Wybiegła z sali. Musiała milczeć. Dla Thomasa...
  
________________________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam ! :/
Za to powyżej i taką długą nieobecność.
Najpierw nie miałam weny, a później przez te burze internet miałam tylko w telefonie ;<
Pozdrawiam ! ;*
P.S. Następny pojawi się szybciej. 

czwartek, 1 sierpnia 2013

4. 'Miłość jest jak dzwon, po prostu się urywa. Wytrzyma przyjaźń, bo zwyczajnie jest prawdziwa.' - może i wytrzyma, ale czy ja dam radę ?

Dźwięk budzika bezczelnie wyrwał mnie z Krainy Morfeusza. Niechętnie podniosłam powieki, po czym leniwie przeciągnęłam się na łóżku. Pierwszą reakcją był niemiłosierny ból głowy. Dopiero po nim doszła obrzydliwa woń alkoholu i obolałe plecy. Wypiłam wczoraj zaledwie dwa piwa, a czułam się jakby było ich ponad dziesięć. Tym razem mój wzrok padł na zwiniętego w fotelu Maćka. Skoro mnie dręczyły takie objawy, bałam się co będzie po jego kilkunastu drinkach. Zlitowałam się nad nim, pozwoliłam jeszcze trochę pospać. Sama wzięłam szybki prysznic, by pozbyć się dokuczliwego zapachu. Umyłam włosy, a po zrobieniu makijażu przynajmniej trochę przypominałam człowieka. Zdjęłam piżamę na rzecz jeansowych spodenek i niebieskiej koszulki z logiem sponsora kadry. Ubiór uzupełniał fullcap w tym samym kolorze z wyszytym napisem 'wagraf'. Ciekawa stanu pozostałych skoczków, skierowałam kroki do lokum Kamila. Śmiało mogłam stwierdzić, że zbyt dobrze nie wyglądali. Ba, w opisie wyglądu słowo 'przeciętnie' byłoby naciąganym. Gospodarz spał na krześle z podpartą o parapet głową przy czym straszliwie chrapał. Krzysiek rozłożył się na stole niczym symulator pływania, a z pod łóżka wystawały nogi Piotrka. Wolałam nie wnikać, w jaki sposób się tam znalazł. Reszta jakimś cudem dotarła do swoich pokoi. Po współczuciu nie pozostało ani śladu, a w mojej głowie zrodził się diabelski pomysł. Doskonale wiedziałam jak przywrócić imprezowiczów do porządku. Woda z pierwszego kubka wylądowała na twarzy Stocha, natomiast ta z drugiego zmoczyła włosy Miętusa. Obaj mamrotali coś pod nosem, najprawdopodobniej wyzwiska pod moim adresem. Wiewióra pociągnęłam lekko za nogi, a ten uderzył w spód łóżka: 
- Łukasz chce was widzieć za 10 minut - rzuciłam niby od niechcenia. 
Bum ! Piter po raz kolejny stuknął się z deskami, które stanęły na jego drodze. 
- Ale jak to dziesięć ? Przecież nie zdążymy - dziwił się najmłodszy. 
- Już dziewięć - nie mogłam powstrzymać śmiechu.
 Opuściłam pokój, a zaraz po mnie zrobił to Titus. Na Żyłę trzeba było trochę poczekać, ale ten równie szybko przemknął przez korytarz. Pozostał tylko Maciek, którego nie chciałam budzić tak drastycznie jak innych. Pogładziłam go po rozburzonej czuprynie. Otworzył oczy i odsunął się do tyłu zdziwiony moją obecnością. Tak jak się spodziewałam, jego dłoń od razu powędrowała na czoło: 
- Mamy trzydzieści minut do śniadania. Radziłabym wstawać. 
- Co tutaj robisz ?
 - Gdybyś jeszcze nie zauważył to mieszkam. 
- Więc co ja tu robię ? 
- Szkoda, że nie pamiętasz jak targałam cię po podłodze. 
- Lecę do siebie. Mam nadzieję, że Piotruś jeszcze śpi.
Uśmiechnęłam się w duchu. Dobrze wiedziałam, że Maciuś będzie czekał na łazienkę dobre 20 minut. Wczoraj opowiadali jak to nikt nie chce być w pokoju ze Złotoustym i padło na biednego Kota. Nie miałam na co czekać, więc zeszłam do jadalni, by uciąć krótką pogawędkę z kucharką. Nie musiałyśmy długo czekać na skoczków, którzy nabrali się jak dzieci. Pierwszy na miejscu stawił się Kamyk zakładający koszulkę biegnąc po schodach. Żyła przekazał informację Juniorom, bo razem z Kłuskiem i Klimkiem przeskakiwali co drugi stopień. Krzysiek w biegu dopinał rozporek. W końcu w drzwiach stanął Maniek. Miał bose stopy, a z włosów spływały kropelki wody.
 - Wiewiór mówił, że trener czeka - wyjaśnił zdezorientowany. 
- Teraz z czystym sumieniem mogę wam oznajmić, że żartowałam. Ale Łukasz zaraz przyjdzie.
 Bardziej zdystansowani wymienili się uśmiechami, a ci zadręczeni kacem patrzyli na mnie wilkiem. Podparli głowy i starali się nadrobić utracone minuty snu. Lubiłam ich co raz bardziej. Za styl bycia, poczucie humoru, dosłownie wszystko. Świadomość, że już wieczorem wraca mój wspaniały Kubuś doprowadzała mnie do łez. Kruczek nie kazał długo na siebie czekać. Wszedł na salę w wyjątkowo szampańskim nastroju.
 - Witajcie chłopcy. Myślałem, że nie wstaniecie na śniadanie po tej nocnej libacji. A tu proszę, punktualność pierwsza klasa. 
- Ale skąd trener... - głos zabrał Kamil. 
- Mam pokój pod wami i wszystko dobrze słyszałem. 'Cicho, bo Kruczek przyjdzie.' 'Nie drzyj się, bo Kruczek nas zabije'. Naprawdę jestem aż taki zły ?
 - Przepraszamy... - Speszony Bartek Kłusek uniósł się honorem. 
- Ale ja wcale się nie gniewam. Młodzi jesteście, musicie się wyszumieć. Jednak wedle zasady Piotrka trening na skoczni dziś odpuścimy. Piłeś, nie skacz. 
Salwa śmiechu była efektem nie tylko cytowanych słów, ale i ulgi. Przez chwilę naprawdę bałam się o swoją posadę. Wedle życzenia trenera, organizację dzisiejszego dnia wzięłam na siebie. Do południa masaże, później basen, a wieczorem ćwiczenia z piłkami. Plan przypadł do gustu chłopakom, a pierwszy w gabinecie zabiegowym miał pojawić się Maciek narzekający na naciągnięte więzadła. Bycie z nim sam na sam zbytnio mi nie sprzyjało, ale w końcu to mój obowiązek. Po krótkiej odprawie mogliśmy wracać na piętro. Minęliśmy się z Austriakami, którzy schodzili na posiłek. Thommi szedł na końcu grupki.

***Thomas Morgenstern ***
Podeszła jakby nigdy nic i uwiesiła ręce na mojej szyi. Chciała pocałować mnie w policzek jednak w porę się odsunąłem. Nie wiedziała o co chodzi, rozluźniła uścisk. Dostrzegłem niepewność w cudownych niebieskich oczach, które tak bardzo uwielbiałem. Teraz nie mogłem im ulec, duma na to nie pozwalała. Może to ja uroiłem sobie coś, co nigdy nie miało miejsca. Nie dała mi żadnej nadziei. A tamten pocałunek to tylko chwila słabości, nic ponadto. Później gdy zobaczyłem ich razem coś we mnie pękło. Nie mogłem się pozbierać, a całonocne rozmyślania nie pomogły w opanowaniu złości. Czy właśnie to ma być przyjaźń ? Nie sądzę. Mimo wszystko czułem do niej coś więcej. Tysiące rozmów, bezsenne noce, wspólne wyjazdy, smutki i radości. Trzy lata, przez które budowaliśmy to, co dotychczas nas połączyło. Ryzykowanie tego wszystkiego byłoby istną głupotą. Ale to właśnie ja, Thomas Morgenstern - idiota na siłę próbujący cokolwiek zmienić albo przynajmniej spróbować nie uwzględniając nieporządanych skutków. Jakoś straciłem apetyt, a po długich wywodach Alexa pozwolił mi wrócić do siebie. Stwierdził, że zaczynam gwiazdorzyć, wymyślać i ma mnie po dziurki w nosie. Stary przechodzi chyba kryzys wieku średniego, ale nie będę wnikał. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i rozłożyłem się na starannie pościelonym łóżku. Minąłem Zuzę bez słowa jak ostatni gówniarz obrażony na cały świat. Może tak powinienem teraz robić ? Odsunąć się w kąt i patrzeć jak na nowo układa sobie życie z Kotem. 
Do pokoju wtargnął Schlierenzauer bestiarsko celując we mnie czymś na kształt kuli, co później okazało się jabłkiem. W ostatniej chwili złapałem owoc i nie dałem mu powodów do śmiechu. Przysiadł nad czarną torbą i buszował w niej od dobrych kilku minut, choć była prawie pusta. Zbyt dobrze go znałem. Chodził przybity od rana, coś nie dawało mu spokoju:
- O co biega, Greg ? - spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Eeee... No, bo ja... Znaczy trener, nie to jednak ja chciałem - odkaszlnął - zapytaćkimjesttaPolka - zakończył na jednym wydechu.
- Zuza ? Przyjaciółka, nic więcej. No i jeśli cię to interesuje, jest wolna.
- NIE ! - kategorycznie zaprzeczył - Mam Sandrę.  Ale czujesz do niej coś więcej prawda?
- Kur*a, książkę piszesz ?! - dałem upust złości.
- Uważaj na Alexa - wyszedł. 
Niepotrzebnie tak ostro go potraktowałem. Jest jaki jest, ale przecież się przyjaźnimy. Miałem nadzieję, że przynajmniej się nie obraził, bo to wychodziło mu chyba najlepiej. Odpaliłem laptopa, żeby dodać wpis na fan-page'u. Nie pisałem nic od ponad miesiąca, więc wypadało dać znak życia.  Po komunikacie od Windowsa, na ekranie pojawiło się nasze wspólne zdjęcie z ubiegłorocznych wakacji. Wtedy była jeszcze tylko przyjaciółką. Mój wzrok utkwił w jakimś punkcie na pulpicie, w który patrzyłem się dobre kilka sekund. Od niechcenia najechałem myszką na przeglądarkę, a na pasku umieściłem folder z fotografiami, by później przenieść je do kosza. 
Co ty robisz, kretynie ?
Wewnętrzny głos zadziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Odłożyłem sprzęt na bok.
Nie będę więcej udawać. 
~*~
Spojrzałem na ogromny zegar ścienny. Okazało się, że ślęczę pod jej gabinetem już od piętnastu minut. W tym czasie, kierowałem dłoń na klamkę około dziesięciu razy. Gdyby na korytarzu zarejestrowano kamerę wzięliby mnie za psychopatę, a na dodatek podsłuchującego szpiega. Tej drugiej czynności nawet nie wykonywałem. Całą uwagę skupiłem na stresie kumulującym się w mojej głowie. Chyba nigdy nie doświadczyłem równie potwornego uczucia. Przez skokiem na mistrzostwach, pierwszą randką – nigdy ! Bałem się. Prawdy i odrzucenia. Każda z nich mogła zaprowadzić w dołek, z którego nie mógłbym wyjść. Zbytnio przyzwyczaiłem się do obecności szatynki. Na pierwszy plan wysunęła się myśl z mojej ulubionej książki, po którą często sięgam. Mały Książę zawsze znajduje honorowe miejsce na półce. „Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”. Czy to znaczy, że nie mogę się poddać ? Opuścić pole walki, schować miecz i pozwolić , by żyła szczęśliwie z Maćkiem. Przecież to nielogiczne. Muszę dbać, by była szczęśliwa. Niekoniecznie ze mną. Byle nie z nim. Przypominającym o przeszłości, która nawiedzała jak zjawa każdej nocy, w każdym koszmarze. Przeszłości, która chciała ją wykończyć… Odebrać duszę, wyssać wszystkie piękne chwilę i zostawić te złe, niczym dementor z sagi J.K. Rowling. Nie pozwolę na to. Przyłożyłem dłoń zaciśniętą w pięść do drzwi, by wykonać dwa, głuche puknięcia. Dopiero teraz zorientowałem się, że nie była sama, wykonywała masaż. Jednak nie to było teraz istotne. Strach nagle się ulotnił. Musiałem wiedzieć, czy mam jeszcze jakieś szanse.
Nie kazała długo na siebie czekać. Stanęła przede mną, a ulubione perfumy od razu trafiły do moich nozdrzy. Uśmiechnęła się, nic więcej. Nie prawiła kazań na temat porannego zachowania, nie oczekiwała wyjaśnień. Niczego. Po chwili milczenia, przeszedłem do konkretów:
- Weronika… - kiedyś bezkarnie mogłem wymawiać to piękne imię, teraz zmrużyła oczy – Przepraszam za dzisiaj… Po prostu męczy mnie jedna sprawa.
- ZUZA – poprawiła, jakby ktoś przysłuchiwał się naszej rozmowie – Powiesz mi wreszcie o co chodzi ?
- Całowałaś się z nim. Wczoraj w nocy. Ale nie powinienem w to ingerować. Jesteśmy tylko przyjaciółmi, prawda ?
Nie przytaknęła, nie pokiwała głową, nie wykonała żadnego znaczącego gestu. Wciąż nie znałem odpowiedzi. Sytuacja stawała się przytłaczająca. Odskoczyłem w tył, gdy wybuchła niepohamowanym śmiechem:
- Tylko, że ja nikogo nie całowałam. Odprowadzałam po imprezie schlanych kolegów do ich pokoi – znacząco spojrzała w głąb pomieszczenia.
Uniknęła odpowiedzi na pytanie. To nic, przynajmniej wiem, że wciąż mam jakieś małe szanse.
- A Maciek ? Jak wyglądają wasze relacje ?
Spiorunowała mnie wzrokiem. Ruszała ustami nie wydając żadnego dźwięku. Nie mogłem rozczytać znaków, więc po szepnięciu na ucho kilku słów, opuściłem gabinet. Co za debil ! Jak mogłem przeoczyć tak istotny szczegół ? W pomieszczeniu znajdował się również jej były.



**Weronika**
 Dzisiejszy dzień totalnie mnie wykończył. Chciałam jak najszybciej wziąć prysznic i znaleźć się w wygodnym łóżku. Nie myślałam już nawet o podejrzeniach Maćka, który snuł je zaraz po wyjściu Thomasa. Tłumaczyłam tysiące razy, że chodzi o zupełnie inną osobą, ale nie miałam pewności, czy wreszcie zrozumiał. Nie wiedząc, że czeka mnie wizyta niespodziewanego gościa skierowałam kroki do łazienki. Pół godziny przed dwudziestą trzecią, ktoś natarczywie zaczął dobijać się do moich drzwi. Nie sądziłam, że wizytę złoży mi Kuba. 
- Musimy pogadać.
- Nie mamy o czym - warknęłam. 
- Dobrze wiesz, że mamy. Z tym wszystkim nie chodzi teraz wcale o mojego brata.
- Domyśliłam się. Jesteś zbytnim egoistą, by mieć na uwadze dobro innych. 
Lustrował mnie spojrzeniem. Na jego twarzy zagościł spokój. Wiedziałam, że to tylko cisza przed burzą. Analizowałam każdy, drobny ruch, który wykonał.
- Nie chciałaś mnie - wyszeptał z wyrzutem - Wiesz jak się z tym czułem ?!
Irytacja brała górę nad opanowaniem. Owszem, nie podobał mi się. Od początku kręcił mnie ten młodszy. 
- Dlatego nie pozwolę, by on był z tobą szczęśliwy. Zasrany Pan Idealny. Ulubieniec rodziców, skacze w kadrze A, a na dodatek ukradł mi dziewczynę - prychnął.
 Wyszedł i zabrał ze sobą uczucie senności, które wcześniej nie dawało mi żyć. Dopiero teraz dostrzegłam kartkę leżącą na progu:

JUTRO, 20:00, JADALNIA
BĄDŹ ! 

_______________________________________________________
Jestem ! :) Od razu chciałabym przeprosić za zaległości na waszych blogach, 
które jak najszybciej nadrobię. Byłam na wyjeździe. 
Mam nadzieję, że rozdział ujdzie. Kto jest tajemniczym nadawcą ? 
Mogę obiecać, że w piątce będzie się działo. Trochę kryminału, trochę romansidła.
Czytasz ? Komentuj ! To dla mnie bardzo ważne.
Następny na początku tygodnia. 
+ JUTRO WISŁA ! <3

 

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 3. 'Tylko po co dałaś mi te niepotrzebne nadzieje ?'


Miała być biba u Stocha, ale byłam w okropnym nastroju i wyszło to poniżej :c
___________________________________________________________
'Słyszę twoje serce, wołające o miłość.
że byłaś warta walki.'

Impreza rozkręcała się w najlepsze, choć kogoś mi brakowało. Po godzinie różnych, dziwnych tańców, zaczęłam martwić się nieobecnością Kota. Podobno zszedł na dół i mamrotał coś o upiciu się do upadłego. Powolutku stąpałam po schodach, by nikt nie usłyszał moich kroków. Rzeczywiście, Maciek siedział przy barze. Mogłam snuć domysły, że popijał piątego albo szóstego drinka. Kołysał się na krześle tak, że w pewnym momencie był bliski upadku. Przysiadłam na schodach, żeby jeszcze chwilę przyglądnąć się zaistniałej sytuacji.

Ogród przepełniony wonią niedawno skoszonej trawy i krzykiem młodzieńców beztrosko kopiących piłkę. Wśród zabieganych chłopców dostrzegłam właśnie jego. Siedzę po drugiej stronie ogrodzenia, tak bym pozostała niezauważona. Po prowizorycznym boisku porusza się również Jakub  - brat chłopaka, dla którego codziennie zaszywam się w najdalsze kąty podwórka, by móc go obserwować. Ten starszy jest obiektem westchnień każdej dziewczyny z limanowskiej podstawówki. Mam go na wyciągnięcie ręki, choć w żadnym wypadku nie zamierzam tego gestu wykonywać. Nie imponują mi wyklepane na pamięć teksty, głupie prezenty. Czy choć trochę inteligencji to zbyt wysokie wymagania ? Być może. Młodszy uczęszcza ze mną do jednej klasy, a wciąż tak niewiele o nim wiem. Za grosz nie chce zwrócić na mnie uwagi. Zrządzenie losu. 

Zajęłam miejsce przy barze obok bruneta. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Zaczerwienione oczy, a po policzku spływała... łza ? Rozumiem, że mężczyźni również mają swoje słabości. Nigdy wcześniej nie byłam świadkiem czegoś takiego, więc zbytnio nie wiedziałam jak mam się zachować. Mój głos sprawił, że niechętnie podniósł głowę i schował ją w dłoniach: 
- Maciek, co się dzieje ? - zapytałam totalnie zdezorientowana.
- Dzisiaj mija już... - zrobił przerwę, by złapać więcej powietrza - dokładnie sześć lat odkąd po raz pierwszy wyznałem jej swoje uczucia. Pamiętam jakby to było wczoraj.
Również o niczym nie zapomniałam. Przywołałam wspomnienia z owego wieczoru. 

Sala udekorowana serpentynami i balonami na cześć uczniów opuszczających gimnazjum. Bal nie zapowiadał się na jakiś szczególny. Zresztą jakim cudem, skoro na pewno tylko ja nie znalazłam drugiej połówki ? Obserwowałam kolegów z klasy i ich partnerki wciągnięte w wir tańca. Przymknęłam powieki i zaczęłam wyobrażać sobie najdziwniejsze scenariusze związane z moim bajkowym księciem, który z pewnością dobrze się bawił. Myliłam się. Stał oparty o przeciwległą ścianę nonszalancko uśmiechając się w moim kierunku. Nagle uczucie samotności po prostu się ulotniło. Z głośników dobiegała piosenka wspaniale nadająca się na przytulankę. Mój Romeo stawiał kolejne kroki, by po chwili usiąść obok mnie:
- Zatańczysz ? - wymowny szept sprawił, że po całym ciele przeszły mnie ciarki. 
Potrząsnęłam głową, a on ujął moją dłoń w swoją. Wtuliłam głowę w postawne ramiona i oboje kołysaliśmy się w rytm jakiejś starej piosenki o miłości. Przez ten czas stanowiliśmy jedność. Zapomniałam o wszelakich problemach, liczyła się tylko teraźniejszość. Zapamiętywałam każdy szczegół. Chwila nie mogła trwać wiecznie, więc chciałam zatrzymać ją dla siebie do końca swoich dni. Ponownie się nade mną nachylił:
- Kocham cię... 
- Ja ciebie też - zadeklarowałam bez żadnego zawahania. 

Kot lustrował mnie spojrzeniem już od jakiegoś czasu. W niektórych momentach narastała niepohamowana chęć złożenia pocałunku na jego wargach, chęć zapewnienia miłości. Chęć dawnego życia. Serce i umysł wysyłały sprzeczne sygnały, czym wywołały burzę. W końcu postanowiłam skończyć z przeszłością, prawda ?  On zdołał wreszcie wydobyć z siebie głos.
- Jesteś do niej podobna. Nawet nie wiesz jak bardzo - wybuchł śmiechem - Zwariowałem. Powinni zamknąć mnie w psychiatryku.
- Nie pleć głupstw. Od nadmiaru alkoholu nikogo jeszcze tam nie zamknęli.
- I bez tego trunku stwierdziłbym to samo. Pierwszy raz odzyskałem nadzieję, by znów ją stracić, gdy przedstawiłaś się jako Zuza.
- Maciuś, dosyć. Wracamy do pokoju. 
- Nie... Zostawiła po sobie tylko list. Kawałek papieru. Zupełnie bezużyteczny.
Nie wiedział ile trudności, sprawiło mi nabazgranie tych kilku zdań. Dopiero za którymś razem, zrobiłam to porządnie. Wcześniej łzy mieszały się z atramentem, a efekt końcowy był masakryczny. Zresztą tak jak mój nastrój. Mieliśmy spotkać się w kawiarence zaraz po treningu. Przyszłam szybciej, by wręczyć kopertę kelnerce z prośbą o jej przekazanie.

Drogi Maćku,
Chciałam dać ci to osobiście, ale po prostu brakło mi sił. Za bardzo cię kocham, by powiedzieć o wszystkim wprost. Nie myśl, że w czymś zawiniłeś. Byłeś i będziesz bliski memu sercu, jednak los zmusił mnie do opuszczenia kraju. Nie pisz, nie dzwoń, nie szukaj. Żyj dawnym życiem zapominając, że kiedykolwiek istniał ktoś taki jak ja. 
                                                                                                                      Weronika 
  
Stwierdziłam, że mam dosyć wspomnień jak na jeden wieczór. Wróciłam do chłopaków, by jeden z tych bardziej trzeźwych pomógł mi przetransportować Kota na górę. Zamknęli drzwi na kluczyk i chyba żaden nie miał ochoty na ich otworzenie. Nie chciałam zbytnio hałasować, by pobudzić innych mieszkających na piętrze. Skazana na własne siły, pomogłam mu się podnieść. Na szczęście barman nie dostrzegł całej tej szopki. Ostatkiem sił wpakowałam go do windy. Nie zamierzam pokonywać trzydziestu schodków z kilkudziesięciu kilogramowym ciężarem. Kiedy w końcu dotarliśmy pod drzwi prowadzące do mojego lokum, oparłam go o ścianę, by znaleźć w kieszeni kluczyk. Największym problemem było to, że wciąż musiałam trzymać go za jedno ramię, by przypadkiem nie upadł na podłogę. Na samą myśl ogromnego huku, przeszły mnie ciarki. Gdy skończyłam siłować się z zamkiem, usadowiłam go w fotelu, a sama runęłam na niepościelone łóżko. 
 Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że z daleka to wszystko wyglądało dwuznacznie. Tak jak byśmy się całowali.  Nie wiedziałam, że zraniłam bardzo bliskiego memu sercu blondyna...

_______________________________________________________
Przepraszam za ten rozdział :/
Był pisany 'na szybko', bo kilka godzin temu dowiedziałam się, że jutro wyjeżdżam :)
Następny powinien pojawić się zaraz po moim powrocie, czyli coś koło czwartku.

Czytasz? Komentuj. Zauważyłam, że waszych opinii z wpisu na wpis jest coraz mniej. Aż tak się opuściłam? :c
 
  
 

poniedziałek, 22 lipca 2013

2. 'Jestem Pointner, Alex Pointner - czyli nowej znajomość początek.'


Życie ? Chyba żaden z nas nie zna definicji tego na pozór trudnego słowa. Pięć liter nie tworzących jednego, krótkiego wyrazu, a całą wieczność. Krętą drogę usłaną czasem płatkami z różanego krzewu, innym razem kolcami tego samego pochodzenia. Płynie w towarzystwie promieni słonecznych pod błękitnym niebem. Później, poskromione bolesnymi doświadczeniami gna niczym górski strumień przy akompaniamencie odgłosów zwiastujących burzę. Gorzej jeśli jedno pomieszamy z drugim. Wówczas sytuacja staje się przytłaczająca. Cieszyć się chwilą czy wciąż uważać, by nie dać Jakubowi powodów do podejrzeń ? Wrócić do przeszłości czy dać jej spokój ? Zaryzykować przyjaźń dla miłość? Kilkanaście minut bezczynności pozostawiły ślad w mojej psychice. Wybiegając ze świetlicy zachowałam się jak gówniara. W filmach zwykłą przepraszać, ale za co ? Za chwilę oderwania od rzeczywistości, odrobinę miłości? To przecież absurdalne. Patrzyłam na wskazówki zegara, które bezczelnie przesuwały się co raz to wolniej. Czarne trampki czy białe adidasy ? Wybór padł na pierwszą parę obuwia. Poprawiłam fryzurę i byłam gotowa do wyjścia. Ku mojemu zaskoczeniu na dole byli także Austriacy, którzy trening zaczynali znacznie później. Jedna grupka trzymała się daleko od drugiej. Thomas ruchem dłoni zawołał mnie do jego ekipy, co spowodowało niezadowolenie biało-czerwonych. Zresztą sama wolałam pożartować z Fettnerem i Gregorem niż patrzeć jak tamci mnie obgadują.  Drogę na skocznię pokonywaliśmy truchtem. W Austrii uprawiałam jogging każdego ranka, więc dotrzymywałam tępa sportowcom.  Teatralnie przewróciłam oczami, gdy zauważyłam zmierzającego w moim kierunku Maćka:
- Mógłbym zadać ci dziwne pytanie ?
- Jasne, wal prosto z mostu.
- Co dzieje się między tobą, a moim bratem ? Sądzę, że zbytnio cię nie polubił. Po za tym mówi różne dziwne rzeczy na twój temat.
- Na przykład co ?
- Twierdzi, że jesteś prostytutką i widział cię na jednej z zamkniętych imprez.
- Idiota… - wycedziłam przez zaciśnięte zęby - Nie wierz mu.
Zostawiłam bruneta w tyle i przyspieszyłam tempo. Mogłam przeczuwać, że nie był zadowolony. W końcu oczekiwał wyjaśnień, a ja jedynie zaprzeczyłam słowom Kuby. Gdybym miała inną propozycję pracy z pewnością spakowałabym walizki, odeszłabym nawet bez pożegnania. Kadra - jedna wielka rodzina jak to ujął Kruczek w jednym z wywiadów. Jakoś nie odczułam tej 'wspaniałej' atmosfery na własnej skórze.  Zresztą wcale im się nie dziwię. Nie powinnam obwiniać Kota, ale odnoszę wrażenie, że nabuntował pozostałych przeciwko mnie. Może zamieszał w to wszystko Pointnera ? Od rana jakoś dziwnie na mnie patrzy. 

*Oczami Pointnera*
 Wspólny trening to jedyna okazja, by bliżej przyjrzeć się tej dziewczynie. Nic o niej nie wiem, ale muszę przyznać, że zrobiła na mnie głębokie wrażenie. Na drodze do szczęścia stoi tylko ten gówniarz Morgenstern. Niedawno, jakiekolwiek znaczenie czasowe ma to słowo rozstał się z Kristiną, a teraz kręci się koło drugiej. Moja pierwsza i zarazem ostatnia miłość ulotniła się przeszło dwadzieścia lat temu. Przypuszczam, że nieznajoma kobieta zaczynała dopiero chodzić. Ale przecież w miłości wiek nie ma znaczenia. Jestem doświadczonym człowiekiem sukcesu - to oczywiste, że odwzajemni moje uczucia. Thomas będzie nikim bez skoków. Mogę w każdej chwili zdecydować o wykluczeniu go z kadry. To tylko kwestia czasu. 
Można było zauważyć, że skoczkowie obu narodowości nie pałają entuzjazmem do skakania na przemian. Patrzyli na siebie wilkiem, żaden nie próbował zagaić rozmowy. Tylko ten ich pseudo zabawny psychol szerzył się do każdego i opowiadał niestworzone historie. 
Wszyscy członkowie sztabów szkoleniowych stawili się na gnieździe trenerskim. Ona też tu była. Żywo dyskutowała ze Skrobotem, ale słaba znajomość polskiego uniemożliwiła zrozumienie wypowiedzi. Kiedy serwisant odszedł zdecydowałem się na pierwszy krok. Nogi jak z waty - co się ze mną dzieje do jasnej cholery ?! Wciągnąłem głośno powietrze,a po przejściu kilku kroków stałem już za nią. Obróciła się:
- O Boże ! Ale mnie pan przestraszył - zaczęła płynnym niemieckim.
- Przepraszam, nie miałem tego w zamiarach. Jak pani na imię ?
- Zuzanna... A pana znam z okładek gazet. Alexander Pointner - próbowała udowodnić, że naprawdę zna moje nazwisko ?
- Wystarczy Alex. Myślę, że Polska wypadnie dobrze w sezonie olimpijskim. Jesteście świetnie wyszkoleni.
Jednak Zuza w swoich rozmyślaniach była już daleko ode mnie. No tak... Mój asystent machał właśnie flagą dla Morgiego. Zwykły skok treningowy, a ona zaciskała kciuki jak na Mistrzostwach Świata. Tej dwójki nie będzie łatwo rozdzielić.  Z niepewnością patrzyła jak sunie po rozbiegu, by później się wybić i osiągnąć naprawdę imponujący rezultat. Była z niego zadowolona, co nie umknęło mojej uwadze. To wszystko wcale mi się nie podobało.
- Jest fenomenalny. Wraca do formy sprzed kilku lat - no tak, zachwyty czas zacząć.
- Sam tego nie osiągnął - burknąłem chcąc zwrócić uwagę na wkład mojej osoby w osiągnięte przez niego sukcesy. 
- Pan, to znaczy ty... Tylko odpowiednio go nakierowałeś - uśmiechnęła się i za pozwoleniem Łukasza zbiegła na dół, aby pogratulować roznegliżowanemu pajacowi, który właśnie rozpinał kombinezon, by wprowadzić w zachwyt nastoletnie faneczki. Dlaczego nie stwierdziła, że to wszystko moja zasługa ? Przecież taka jest prawda. Kto szlifował ich talenty od samego dołączenia do kadry A ? Sama powinna odpowiedzieć sobie na to pytanie, bo jak na razie jest w wielkim błędzie. Być może następnego dnia utwierdzę ją w swoich przekonaniach. Krótka wymiana zdań wystarczy jak na jeden dzień. Do pensjonatu wracaliśmy osobno. Oni dopiero pakowali sprzęt. Jestem pewien, że Gregor pomoże mi w osiągnięciu celu. Sprzeciwił mi się tylko raz, co zaowocowało nieobecnościami na konkursach. Tym razem na pewno nie popełni tego samego błędu:
- Schlieri, możesz tu podejść ?
- O co chodzi trenerze ? - kilka sekund, a pupilek stawił się na miejsce.
- Masz wybadać co łączy Thomasa z tamtą fizjoterapeutką. 
- Przyjaźnią się. A po za tym to jego prywatne życie, którym nie powinieneś się interesować. 
- Odszczekaj to ! - zdenerwował mnie - nie jestem pewien, czy to tylko przyjaźń. Wieczorem masz zdać mi raport. 
- Może... Nie wiem, co będę robił wieczorem - grał mi na nerwach, ale posłane w jego kierunku groźne spojrzenie sprawiło, że młody się zreflektował - No dobra, dobra...
Z posępną miną wrócił do reszty towarzystwa, przyklapującego włosy Manu starannie ułożone na żelu. Fakt, że kibicowali Barcelonie był powodem do porównywania go z Ronaldo. Kpili z niego oraz prześcigali się w wymyślaniu anegdot. 'Co robi Fettner pomiędzy jedną, a drugą serią ? Zmienia fryzurę. ' Pomiędzy nimi rozniosła się kolejna salwa śmiechy. Podobnie jak Manuel, miałem już tego wszystkiego po dziurki w nosie. 

*Oczami Weroniki*
Pierwszy raz poczułam się tu akceptowana i lubiana. Zgrupowanie musiał opuścić Kuba. Przypadek ? Nie sądzę. Zostałam nawet zaproszona na 'małą bibę' w pokoju Stocha. Oczywiście musiałam obiecać, że zachowam dyskrecję. Od razu zaznaczyłam, że nie chcę widzieć tam żadnego alkoholu. Część pokiwała głowami ze zrozumieniem, a reszta zaczęła się targować.  Po krótkim odpoczynku na trawie i analizie skoków wraz ze skoczkami ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem na spokojnie. Wciąż zastanawiałam się czego Alex ode mnie chce. Przywarł do mnie opis jego charakteru z jednej z gazet. Bazując na nim, zbytnio nie zależy mi na bliższym poznaniu tego na pozór zagadkowego mężczyzny. 
Maciek i Krzysiek błagali trenera o pozwolenie na kąpiel w jeziorze. Z początku nie szło im zbyt dobrze. Później dołączył również Wiewiór posiadający dar przekonywania. Pozostało mi tylko przebrać się w strój kąpielowy z motywem amerykańskiej flagi i dołączyć do 'chłopców'. Jako jedyna kobieta w męskim gronie starałam się ignorować głupie odzywki:
- Chodź, idziemy poskakać  - ledwo co wygodnie ułożyłam się na kocu, a Maciek już podejmował próby wciągnięcia mnie do wody.
- Zdecydowanie wolę kąpiel słoneczną. 
- Tylko raz... Mówię ci, nie pożałujesz.
Zrezygnowana wspinałam się ze skoczkiem po drewnianej drabince. Kiedy spojrzałam w dół, zrobiło mi się nieprzyjemnie.  Czyżby lęk wysokości z dzieciństwa powoli się we mnie odzywał ? Nic sobie z tego nie robiłam i stanęłam przed wąską deską. Mój towarzysz zaczął snuć podejrzenia, czy Austriacy na pewno nas nie śledzą. Rozkładali swoje ręczniki tuż obok naszych z czego nie był zadowolony. Na szczęście akurat Morgensterna darzył sympatią. Wciąż zapewniał,  że wcale nie muszę tego robić. Jednak do wody wbiegł właśnie wcześniej wspomniany Austriak:
- Skacz ! Jakby co, będę twoim ratownikiem - wydzierał się po polsku. 
- Mhm, jasne... Ty najchętniej byś mnie jeszcze podtopił. 
Zacisnęłam dwa palce na nosie i zwinnym ruchem odbiłam się od deski. Kilka sekund w powietrzu było wspaniałym uczuciem. Tego właśnie zazdrościłam swoim podopiecznym. Próbowałam wynurzyć się spod wody, ale ten głupek mi to uniemożliwiał. Gdy w końcu mi się to udało, zawiał zimny wiatr wywołujący dreszcze. Powoli przebierałam nogami, by jak najszybciej znaleźć się na suchym piasku. Thomas rzucił się w pościg, aż w końcu większość plażowiczów skupiała uwagę tylko na nas. Byłam już przy brzegu, gdy ten perfidnie złapał mnie w talii i przerzucił przez ramię. Wpadłam na głupi pomysł, choć byłam w stu procentach pewna, że nikt nie potraktuje go na poważnie:
- Pomocyy ! On mnie molestuje ! - darłam się jak psychopatka raz w ojczystym języku, raz po niemiecku. Thom tylko się śmiał i szedł w głąb jeziorka z ciężarem, którym byłam ja.
 - Morgenstern ! Co ty do licha wyprawiasz, zboczeńcu ?!
Tego się nie spodziewałam. Zbulwersowany Pointner chyba nie znał się na żartach. Śmiech skoczków sprawił, że wrócił na ziemię i przestał krzyczeć. Zawstydzony rozłożył się na leżaku. 

_______________________________________________
 Lekko po terminie, ale straciłam wenę twórczą :c
Nie podoba mi się, ale publikuję :/
Mam nadzieję, że trzeci będzie lepszy. Pojawi się po pierwszych konkursach LGP <3
W następnym 'biba u Stocha' i jej skutki hahah :D
Pozdrawiam :* 
Mile widziane komentarze. To one najbardziej motywują.